sen o santiago

zeszyty strony-48.jpg
http://picasaweb.google.com/maugoska/Santiago#

santiago ma zapach marihuany. spowite smogiem, odgrodzone od reszty swiata pasmami wysokich gor, wiedzie dziwaczny zywot. wiecznie niedobudzone, powolne, majaczace. kolejne dni znow leniwe, zjawiaja sie bezladnie, jak senne epizody. pozbawiony realnosci, labirynt slonecznych odbic, rozbiela kaniony ulic. cienie mieszaja sie z odblaskami, lsnienia nurkuja w zakamarkach, wydobywajac poukrywane w nich tajemnice. szare chmury dymu tancza w jasnych promieniach i rozlewaja po miescie slodkie, ziolowe zapachy.
santiago jest jak wiersz dada. wrzuc slowa do kapelusza, wyciagnijj na chybil-trafil, a z pelnego biurowcow deptaka, trafisz na secesyjne podworko, neogotycka wieza, przejrzy sie w szybie wiezowca, osiemnastowieczny fotograf zatrzyma demonstracje, tarocistka odwroci karte i spojrzy w dwa przeznaczenia, znajdziesz sie nagle za rzeka, w bajce o bellavista, malenkie, czarowne uliczki pachnace haszyszem i kawa, skwer, na nim zamek czerwony, skryty w bluszczowych powojach, stad bardzo blisko na wzgorze, krzyz, kilkanascie zdrowasiek i na dol do barrio brazil, tu pokoj na godziny, tu zgrzeszyc, w zamku – warowni, kamienne sredniowiecze, zimno, szaro i cisza. i zaraz ta sama cisza na placu de las armas, kon jednym skocznym ruchem szach, krol – nie, bije wieze, studenci z wielkimi teczkami, siadaja, w dloniach olowki, a tu jak w teatrze lalek powoli przechodza przez scene starcy, niewidomi, bezdomni, handlarze, targ ryb, urzednicy, targ warzyw, policja, siedziba, komunisci, zebracy, kalejdoskop, przedziwna karuzela, wszystko sie miesza, wiruje, traci doslownosc, juz noc, az po swit ulatuje.

teraz, kiedy to pisze, kiedy juz nas tam nie ma, powoli trace pewnosc, czy ono w ogole istnieje. zastanawiam sie, czy przypadkiem jakis przydrozny kuglaz, nie zwinal swojego teatru i nie rozplynal sie w dymie …

2 myśli do „sen o santiago”

Dodaj komentarz