kochani, wracamy…

wszystko sie kiedys konczy. tak, wiem, ze to banal. jednak ten banal jest do bolu prawdziwy. chcemy, nie chcemy… mozemy sie drzec, krzyczec, buntowac, smucic. mozemy plakac albo popadac w cynizm, mozemy sie zapierac rekami, nogami i myslami, mozemy udawac, ze nas to nie dotyczy, przeciez jeszcze nie, jeszcze chwila, conajmniej chwila, no bo przeciez jeszcze tyle by sie chcialo.
ale…
najlepiej, najspokojniej i najdojrzalej jest ten fakt po prostu zaakceptowac. nie ma sensu walka z wiatrakami, zaprzeczanie oczywistosciom, twierdzenie, ze czarne jest biale. nie ma co histeryzowac, rano znow wzejdzie slonce, ludzie zjedza sniadanie, przyjdzie przyplyw, po nim odplyw, wiosna, po niej lato, ot zwykle kolo zycia. by moglo trwac, jak trwa, wszystko musi sie konczyc. nawet nam. nawet teraz. i tak sie wlasnie dzieje. i nas to w koncu dopadlo. skonczyl nam sie kontynent.
DSC_0102.jpg
pozdrawiamy z ziemii ognistej:)

15 myśli do „kochani, wracamy…”

  1. mamo, ja to bym chciala spasc. i tak leciec i leciec, zahaczyc nozka o przyladek horn i wyladowac prosto w barze ukrainskiej stacji arktycznej.

    a caramba…. e tam na lotnisku. my nadejdziemy jak wiosna. ze wschodu.

  2. Marzenia si? spe?niaj? [ja to Wam mówi?, który mia? i ma pewne kontakty ].
    A jak ju? wyl?dujecie w barze ukrai?skiej stacji arktycznej to wypijcie za
    nasze i Wasze zdrowie, a jak ju? wypijecie to Trojka b?dzie podstawiona
    i wracajcie [jak piszesz Maugosiu] ze wschodu a ja ju? b?d? czeka? na granicy
    nad bugiem z kacze?cami i alkaprimem.

  3. Szanowna Maugosiu, bardzo dzi?kuje za wychylenie z niemetalowego przedmiotu
    mojego zdrowia jak wida? i czu? pomog?o – przejecha?em dzisiaj 60 km. na rowerze,
    by?em nad Zalewem Zegrzy?skim i nic mnie nie boli, a w moim wieku jak ju? nic nie
    boli to znaczy ?e si? nie ?yje a ja ?yje i po takich toastach zamierzam jeszcze
    d?ugo ?y? i wychyla? z metalowego przedmiotu Wasze zdrowie. – i to by by?o na tyle.

Dodaj komentarz