zaw soe

DSC_1306.jpg

pojawil sie na tarasie dokladnie w chwili, gdy niebo peklo wieczorna ulewa. to nawet nie byla rozmowa, nie potrzebowal rad, wsparcia, innego punktu widzenia. to jego dusza krzyczala, ze nie ma juz czym oddychac. usiadl i jak ten swiat w dole, splynal potokiem slow.
„tu, w birmie ludzie sa dziwni. wszyscy pozamykani, kazdy tkwi w swoich sprawach, skazuja sie sami na siebie. to zle, irytuje mnie to, bo gdyby sie otworzyli, to wszystkim nam latwiej by bylo.”
zaw soe urodzil sie w myingyan, niewielkiej miejscowosci na zachod od mandalay. 31 lat temu. mlodszy z dwojki braci, wychowywany przez dziadkow, bo jego matka zmarla niedlugo po porodzie. pokorny, sumienny buddysta. juz jako mlody chlopak przyjechal do mandalay w poszukiwaniu wiedzy i zaraz potem pracy. po kilku dorywczych zajeciach, znalazl swoje miejsce w hotelu mandalay swan. tu, jako boy hotelowy pracuje do tej pory.
„to bardzo dobra praca, mam dzieki niej utrzymanie, poza tym spotykam ludzi i moge cwiczyc angielski. a kiedy juz bede dobrze mowil po angielsku, to moze awansuje. wtedy na pewno bede zarabial wiecej niz teraz. dla mnie to nie takie wazne, ale dla mojej dziewczyny – bardzo. choc… kiedys tak nie bylo. poznalem ja ponad rok temu, nie miala kompletnie nic, nie miala domu, pieniedzy, bo ona tak samo jak ja – jest sierota. od razu ja pokochalem i ona mnie pokochala, bylismy bardzo szczesliwi. po kilku tygodniach spotkan, zamieszkalismy razem. ja zamienilem swoj pokoj na wiekszy, dla nas dwojga. mamy teraz tez kuchnie, gdzie mozna gotowac obiady. a od niedawna radio, uwielbiam radia sluchac, caly czas jest wlaczone. zaraz po przeprowadzce urzadzilem dla sasiadow skromna uroczystosc. soki, ciastka, cukierki. to bylo zamiast slubu, no bo na slub nas nie stac, poza tym obydwoje nie mamy juz zadnej rodziny. a dzieki temu przyjeciu moglismy sobie spokojnie, bez zlych opinii i spojrzen zamieszkac w jednym mieszkaniu. moja dziewczyna byla bardzo szczesliwa. wtedy mowila, ze wszystko jest niewazne, ze jedyne czego pragnie, to byc ze mna, w jakichkolwiek warunkach, ze moze nawet mieszkac na ulicy, byle tylko ze mna. byla dla mnie bardzo dobra. kochala mnie. tak… potem tez byla dla mnie bardzo dobra, tylko sasiedzi zaczeli mowic, ze kiedy ja jestem w pracy, jej nigdy nie ma w domu. ze pali papierosy, zuje betel, gra w karty. ale ja im nie wierze. wtedy im nie wierzylem. teraz, sam juz nie wiem, no chyba tez nie… po jakims czasie, ona sie zmienila. chciala zebym kupowal jej drogie ubrania, buty. kiedy wracalem do domu, opowiadala, ze sasiadka ma ladna, nowa sukienke. ja tlumaczylem jej wtedy, zeby nie patrzyla na innych, nie porownywala sie do nich. jedyne do czego powinnismy sie porownywac, to nasza wlasna przeszlosc i przyszlosc. ze przeciez jeszcze niedawno mieszkala na ulicy, a teraz ma dach nad glowa, ma wlasne rzeczy, ma milosc. ze jest nam przeciez dobrze. i zeby byla cierpliwa, bo celem mojego zycia, jest zeby ja uszczesliwic. i ze z radoscia jej kupie i nowe sukienki i buty, co tylko bedzie chciala, ale jeszcze nie teraz, bo jeszcze niewiele mamy, teraz, na razie jest ciezko, ze musi chwile poczekac…”
odplywa. jego wzrok, zawiesza sie w kroplach deszczu. dlonie bezwiednie sciskaja niewielki breloczek przy kluczach. smutnieje.
„…nie pamietam kiedy to wymyslila, nie wiem jak znalazla kontakty. ja bylem temu przeciwny od samego poczatku, ona sama, po kilku razach, zaczela obiecywac, ze ten juz bedzie ostatni. ale lubila to, bo lubi miec pieniadze, latwo je zdobywac i szybko wydawac. nie wiem, moze powinienem byl na nia krzyknac…”
zaw soe zjawil sie w hsipaw wczesnym popoludniem. zostawil w hotelu swoj bagaz i wybiegl na spotkanie. swojej dziewczyny nie widzial od prawie dwoch miesiecy. dzis tez sie nie udalo, dotarl na miejsce za pozno.
„…musialem juz przyjechac, musialem przeciez sprawdzic, jak oni ja tu traktuja. czy czegos jej nie brakuje…”
cztery miesiace wczesniej spadla na niego jak grom, wiadomosc, ze ja zlapali.
„… jechala na chinska granice, z poprzyklejanym do ciala, nielegalnym transportem birmanskich jadeitow. mimo ze do tej pory przechodzila kontrole, tym razem sie nie udalo. nikt o nic nikogo nie pytal. zolnierze wzieli kamienie, a ja aresztowali. i tak trafila do hsipaw. dlaczego tu? nie wiadomo. to cud, ze mogla zadzwonic i jakos mnie zawiadomic…”
jak dlugo tam zostanie, nikt nie potrafi powiedziec. w tym kraju prawo nie dziala, nie ma oskarzen, sadow, nie ma procesow, obrony. policja, wojsko, wladza – wszyscy kompletnie bezkarni. ich humor decyduje, co stanie sie z czlowiekiem.
„… teraz jest bardzo ciezko. ja bardzo za nia tesknie i martwie sie co z nia bedzie. moga zrobic z nia wszystko. zamknac bez procesu, wypuscic za dwa tygodnie, najgorsza jest ta niepewnosc. poza tym w kazdym miesiacu musze dla niej wplacac 50 tysiecy kiatow. mowia, ze na jedzenie. gdybym tego nie zrobil, mogliby przestac ja karmic albo zle zaczac traktowac. 50 tysiecy to duzo, wiecej niz koszt posilkow, za tyle moglismy przetrwac nawet caly miesiac. wynajem, prad, gaz, zakupy… nawet nie jest w wiezieniu, ciagle przebywa w areszcie… zeby sie z nia zobaczyc musze zaplacic policji dwa-trzy tysiace kiatow… dzisiaj mnie nie wpuscicli, ale jutro sprobuje, kazali mi wrocic rano… musze ja zobaczyc…”
przestalo padac. wstal. poszedl. „nie porownuj sie do innych. porownuj sie tylko do wlasnej przeszlosci i przyszlosci”, jego slowa wciaz drgaly w poburzowej ciszy.

2 myśli do „zaw soe”

  1. Wzruszająca opowieść, sprawdza się sekwencja,że
    prawdziwa miłość jest „ślepa” zakochany Zaw Soe
    widzi tylko dobre cechy u swojej ukochanej.
    Tomek świetny rysunek, jednak na tej ASP czegoś
    Cię nauczyli – oczywiście bez Twojego TALENTU nie
    byłoby takich efektów.

Dodaj komentarz