rybi pogrzeb

DSC_4344.jpg
KLIKNIJ TU, ZEBY OBEJRZEC ZDJECIA

jezyk natury jest prosty. im zywszy, jaskrawszy kolor, tym wiecej smierci niesie. na co dzien stalowo-brunatne jezioro maninjau olsnilo nas wscieklym turkusem. przystrojone ta barwa wygladalo jak klejnot. jednak to nie dla piekna, stojacy na brzegu ludzie wpatrywali sie w jego ton.
maninjau, tak jak wiekszosc jezior indonezji, zalewa krater wulkanu. otoczone strzelista, rowna, skalna korona tworzy wokol siebie zielony pierscien bujnosci. niezwykle zyzna ziemia wspierana klimatem rownika, przez okragly rok obdarowuje plonami. splywajaca z gor woda nawadnia pola ryzowe. bananowce, mango, kokosy, papaje, awokado – na pierwszy rzut oka – raj. ale ten wulkan nie spi. choc juz od bardzo dawna nie stanowi zagrozenia, od czasu do czasu, wystawia slony rachunek za dobrobyt.
kilkanascie lat temu, pod koniec lat dziewiecdziesiatych, brzegi tego jeziora zaczely szybko obrastac wspierajacymi rodzinne budzety rybimi farmami. dzieki nim, okoliczni mieszkancy moga zyc troche lepiej. kiedys, ograniczeni tradycyjnymi metodami polowu – siecia zarzucana z chybotliwej dlubanki – mogli zapewnic jedzenie sobie i swoim rodzinom. dzis, dzieki hodowlom, moga ryby sprzedawac. zbudowanie malej, czterobasenowej farmy kosztuje 7 milionow rupii, siedemset dolarow. do tego dochodzi koszt ryb, 150 rupii za sztuke i pokarmu. to bardzo duza inwestycja, ale sie oplaca. ryby zyjace na wolnosci potrzebuja pol roku, by osiagnac wielkosc pozwalajaca na polow. te z farm, polowe mniej – juz po trzech miesiacach mozna je wiezc na targ.
stojacy przy brzegu mezczyzni zywo dyskutuja. wyciagniete w strone turkusu mocne, umiesnione rece zataczaja szerokie kregi. nagle wskazuja punkty na blekitno-zielonej powierzchni. wtedy dwoch z nich odchodzi, wraca po chwili z motykami i zaczyna kopac doly. watpliwosci i nadzieja zniknely, ryby zaczely umierac.
kiedy wulkan sie budzi, rozsiane na dnie jeziora, zasilajace je w wode gorace zrodla wylpuwaja zgromadzona w jego wnetrzu siarke. to ona daje tafli ta niepowtarzalna barwe. ale odbiera tlen. dzikie ryby, rozproszone na ogromnej przestrzeni jakos sobie radza, jednak te hodowlane, stloczone w niewielkich kubikach farm, zaczynaja sie dusic. w przeciagu kilkunastu godzin zanurzone w wodzie sieci wypelniaja sie polyskujacym srebrem rybich brzuchow. niewiele juz mozna zrobic. rybacy mozolnie wylawiaja padline i zaczynaja segregowac. przegladaja rybe po rybie, wyszukujac te jeszcze na tyle swieze, by nadawaly sie do uwedzenia. jest ich niewiele. przytlaczajaca wiekszosc laduje w prostokatnych, przypominajacych groby dolach. straty sa ogromne, tym razem, pracujacy przy brzegu mezczyzni szacuja, ze w sumie, wszystkie farmy stracily jakies 8 ton ryb. za kazdy kilogram dostaliby na targu 17,000 rupii, prawie dwa dolary. przecietna pensja nauczyciela wynosi niecale dwiescie, wielu ludzi na wsiach zyje za 60-70.
jeszcze calkiem niedawno, wulkan budzil sie rzadko, raz, dwa razy do roku. niepewnosc zycia w kraterze zmusza do akceptacji, uczy pogodzenia z kaprysami natury. tutaj, jak nigdzie, wiadomo, ze jutro jest niepewne. nie trzeba o tym myslec, trzeba zyc dniem dzisiejszym. zyski z hodowli ryb pokrywaly straty. ale ostatnie miesiace zachwialy ta rownowaga. odkad w pazdzierniku wybuchl wielki merapi w centralnej czesci jawy, tutejszy senny maninjau nabral nagle wigoru. dzisiejsze rybie pogrzeby sa juz czwartymi z kolei w ostatnich pieciu miesiacach. kiedy przyjda nastepne? nikt nie potrafi powiedziec, natura nie zwykla sie dzielic swoimi tajemnicami.

2 myśli do „rybi pogrzeb”

Dodaj komentarz