wakacje

wakacje argentynczyka.jpg

przychodzi swiety piotr do boga i zadziwiony pyta: panie boze, jak to tak, tyle jest krajow w ameryce poludniowej, ktore moznaby obdarowac, a ty wszystko co najpiekniejsze, gory, lodowce, wodospady dales argentynie. nie mozna bylo jakos rowniej wszystkich obdzielic?bog patrzy na piotra, usmiecha sie i mowi: spokojnie piotrze, poczekaj az spotkasz argentynczykow.
trafilismy nieznosnie. z pustej, odcietej od swiata i ludzi polnocy paragwaju, prosto w rozgdakany kociol klonow wielkiego che. argentynskie wakacje. kogo nie stac na wyladowanie w urugwajskim punta del este, przywdziewa bojowki, beret z gwiazda, tepawo wszechwiedzacy wyraz twarzy, ukreca dready, zgarnia gitare i zmierza sladami wielkiego wodza na polnoc, do boliwii. tu, tuz po przekroczeniu granicy, niezaleznie od kierunku studiow, wyksztalcenia czy profesji, zamienia sie w zaangazowanego spolecznie eksploratora klasowych nierownosci i niesprawiedliwosci. a robi to tak: by byc blizej ludu siada na podlodze w centralnej czesci hostelu, na patio, na korytarzu, bron boze w pokoju, zamkniety. no wiec siada i niezaleznie od godziny zaczyna grac na gitarze. na zakladach dotyczacych repertuaru mozna by zbic fortune. na 99 procent poleci cos z zoltej lodzi podwodnej, the beatles, grane na rozne sposoby: nie mam pojecia jaka to melodia, slyszalem kiedys, ale nie pamietam jak to idzie, jestem gwiazda, wiec nie musze grac rowno, wystarczy, ze bede gral glosno. dzwiek pierwszych akordow natychmiast przywoluje mu podobnych, z gitarami, harmonijkami, zapalem i zarem. nastepnie nadciagaja ich kobiety i klaszczac, piszczac i wrzeszczac zlewaja sie w rozkiwany zlepek pasiastych spodni i wzorzystych swetrow, zwienczony mopem dreadow przewiazanych szmata. kiedy repertuar sie skonczy, czytaj, kiedy nie da sie juz zagrac tego samego numeru po raz kolejny i kolejny, panstwo odklada instrumenta i rozpoczyna sie DUSKUSJA. o czym? ha! kolejna fortuna do zdobycia. tym razem na 100% bedzie o zwiazanych z rozprzestrzenieniem sie ohydnego kapitalizmu problemach swiata. przy czym swiat to ameryka poludniowa. inne kontynenty nie istnieja. a przepraszam, ameryka polnocna istnieje, bo estados unidos istnieja, sa przeciez czarna przyczyna wszelkiego zla na ziemi. no ale jakie to zlo? no ze jest kapitalizm. no i co z tego? no jest zly. a dlaczego? bo stany chca wszystko kontrolowac. wszyscy powinni miec po rowno, rowne szanse, rowne dobra, rowne wszystko. oj nie, nie, zadawanie kolejnych pytan zwyczajnie nie ma sensu. pozwolmy trwac dyskusji. bez podzialu na role, znow wszyscy na raz, przekrzykujac sie, beda sie dzielic swiatlymi sposobami uratowania swiata. trzeba wprowadzic socjalizm i liberalizm! trzeba odebrac wladze stanom! nie moze tak byc! nie! tak! tak, tak! nie, nie! ja wiem! trzeba wprowadzic socjalizm i liberalizm! i tak w kolko, dzien w dzien, przyjezdzaja, odjezdzaja, przyjezdzaja kolejni, wiecej i wiecej, kazdy z uniesiona glowa, wzrokiem wpatrzonym w dal i identyczna jak kazdy przed nim i kazdy po nim, swoja niepowtarzalna wizja uratowania ludzkosci.
pogadaliby o dupach i samochodach. na wakacjach sa…

a. tak nas zastanowilo… dlaczego w samej argentynie nigdy nie spotkalismy nikogo, kto by pasowal do tej wakacyjnej kalki…

4 myśli do „wakacje”

Dodaj komentarz