Rilong

rilong.jpg
KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA 

Rilong to taka mała mieścina na zakręcie. Domy przyklejone do serpentyny drogi wiją się wraz z nią. Cicho tam, nudno i spokojnie. Ale to chyba zasługa czasu w którym jesteśmy. W sezonie musi tu być sporo ludzi, bo okolica prześliczna. W dole wstęgi dolin, w górze pasma ośnieżonych szczytów, a pomiędzy jednym a drugim ociężałe, tkane rzepakiem, kukurydzą i żytem zbocza.

Przykro nam się robi. Tu nie możemy. Tam nie możemy. Jakaś taka zaczyna się rysować męcząca prawidłowość. Dzielą się te Chiny na miejsca ładne i brzydkie. Brzydkie nie są brzydkie same z siebie, są oszpecone przez ludzi. Brzydkich jest więcej, ładnych mniej. Ale tylko w brzydkich można być ot tak. Za ładne trzeba płacić. I to wcale niemało. Taka się robi z tego niemal karykatura pazerności. Bo opłaty nie są nie tylko za wejście do parku narodowego, do rezerwatu, w którym ktoś dba o ścieżki, o oznaczenia szlaków. Opłaty potrafią być za wejście na ot sobie górkę. Albo za wejście do wioski. Szaleństwo. A niedługo będzie ich jeszcze więcej. Kiedy jechaliśmy, po drodze widzieliśmy budujące się budki kas. Niedługo będzie na prawo – stówka, na lewo – stówka…

Ciekawość aż swędzi. Brak języka, mur komunikacyjny coraz bardziej doskwiera. Tak chciałoby się spytać o to, o tamto. Jak im się tu żyje, czy są szczęśliwi, co oznaczają symbole na domach malowane, czy byli kiedyś gdzieś dalej, w Danba albo w Chengdu. A nijak nie ma jak.

A jednak się udaje. Znajdujemy drogę, którą można pójść.
Poziomki.
Łąka nad rzeką, na łące pasą się konie.
Brzozy. Przytulam się do brzóz. Ile lat ich nie widziałam?

Marzenie: usiąść na zboczu góry, i żeby ludzi nie było, i żeby przestrzeń była, taka najlepiej jak w Rabce, i żeby nie musieć się spieszyć, i żeby nie było skwaru, i żeby nie było mrozu, i żeby nie padało, i żeby fantazja była, najlepiej ta ułańska, co to gdy podlana kroplą spirytusu wybucha jak szalona w prostych, słowiańskich duszach i każe śpiewać, tańczyć, szczęśliwić się, łkać, rzewnić i rozkładać ramiona w gestach hucznych i szczerych. O taaaaak, tak żeby było.
I było. Nareszcie było.
T: To ile czekaliśmy?
/W uszach słuchawki dzielone, plumka Raz Dwa Trzy, Pod niebem pełnym cuudóóóów…/
M: Rany, pojęcia nie mam. Od… Nieeeeee, od Ameryki? Dwa i pół roku? Nie wierzę.
T: No mooooże na Merapi taka chwila była…
M: No może na Merapi… To za chwile czarowne!
T: A za chwile czarowne! Teraz ty wybierasz….
/Bo wybieramy na zmianę każdy po jednej piosence. Trochę takie zawody, zatrząść duszą aż piśnie. W uszach Holly Cole (choć mógłby i Tom Waits)… I’ll tell you all my secrets | But I lie about my past… | Let me fall out of the window with confetti in my haaaair… /
M: A pamiętasz jak w Ushuaia siedzieliśmy na tamtej górce w lesie? Tam to był widok widoków, co?
T: Noooo… Za Amerykę!
M: Za Amerykę. I za Pachamamę!
T: O! Za Pachamamę. I za Szymka!
M: Za Szymka! Wybierasz…
/W uszach huk nagle, Armia, Hej! Hej Niezwyciężonyyyy!!!… Hej! Hej!. Ależ podrywa! Pogo na stromiźnie./
M: Tlenu! Dajcie mi tlenu! Albo chociaż łyka!
/Padam, ledwo dyszę. Tomek pada obok. Mija krótka godzina./
M: Dawaj tego graja, ale cię załatwię!
/W uszach skrzypeczki i… tam ta ram tam ta tam tam… /

Post powstał na arcyklawym notebooku Acer Aspire TimelineX

2 myśli do „Rilong”

Dodaj komentarz