kuala lumpur

zeszyt azja 3.jpg
KLIKNIJ TU, ZEBY OBEJRZEC ZDJECIA

juz podroz do tego miasta byla dobra wrozba. to byl autostop stulecia. najpierw czarna honda przemknela przez pol kraju, przez trzysta kilometrow nikt nas nie wyprzedzil. a kiedy nas zostawila za serpentyna rozjazdow, nie zdazylismy nawet ochlonac i dobrze sie rozejrzec, gdy nagle na poboczu… stanely dwa samochody. jeszcze nigdy w zyciu nie musielismy wybierac. mercedes czy toyota? padlo na toyote. blizej do niej bylo.

w kuala lumpur bylo po polsku. dlugo czekalismy na spotkanie z kamila. tutaj nasze drogi w koncu sie przeciely. przy kolacji, sniadaniu, w drodze, w pokoju, w parku, metrze, na schodach, pod sklepem – gadania, gadania, gadania… ona o tajwanie, my o ekwadorze, ona o chinczykach, my o guarani, ona o wielkich falach, my o patagonii… jak to cudownie spotkac inny punkt widzenia. a jeszcze cudowniej kiedy zupelnie obca osoba juz po drugim zdaniu przyjaznie bliska sie robi. alez bylo pusto kiedy pojechala…

12 godzin roznicy, dwie rozne strony globu, wiec sie przekomarzamy kto pije wieczorem, kto rano. w koncu pijemy dwa razy, dzieci socjalizmu, rowno ma byc, sprawiedliwie. to pierwsza taka impreza. miedzykontynentalna. szymon z gabicha w la paz, mariusz z renata w buenos, my z kamila, w kuala lumpur. i gdzies miedzy zero a jeden, calkiem udane spotkanie. i wzruszen bylo i smiechu i nawet jakosc polaczen tak bardzo nie przeszkadzala. eh! pieknie bylo a bylo!

w kazda niedziele, w lake gardens sa spotkania bebniarzy. siedza, graja, gaworza. kazdy sie moze przylaczyc. mlodzi, starzy, dzieci, bywalcy, przypadkowi przechodnie. wokol slicznie, zielono, maly skwerek wsrod dzwiekow, kamila pieknie tanczy, blekitne smugi wiruja, nagle miasto znika, nie ma reszty swiata.

po ortodoksyjnym, skostnialym kota bahru, kuala lumpur dalo oddech. wreszcie nie musze dusic sie w tych wszystkich warstwach zaslaniajacych juz nawet nie mnie, ale same siebie, zeby tylko przypadkiem nie wyszedl kawalek ciala, kobiecy ksztalt, grzeszne zaokraglenie. tak, owszem, mialam wybor, moglam ich nie nosic, tych wszystkich dlugich spodnic, rekawow az po nadgarstki. ale oni wygrali, latwiej bylo zniesc gorac niz lepkie sterty spojrzen wiszacych na moim ciele. dlaczego chinki w szortach ich nie interesuja? ze o ich zonach nie wspomne… na szczescie tu jest latwiej, nareszcie mozna odpoczac, spokojnie przejsc z miejsca w miejsce.

petronas towers zachwycaja swym azurowym ogromem. pna sie strzeliscie ku niebu, zdaja sie lekko unosic ponad zwykla codziennosc. maja w sobie to  c o s , co sprawia, ze ich widok nigdy sie nie znudzi, mozna plynac ich pieknem, pozwolic myslom uleciec, tak jak ulatuja gdy oczy wpatrzone sa w morze, czy przestrzen gorskich szczytow. az dziw, ze to czlowiek je stworzyl a nie matka natura.

nowoczesnosc zatarla nowoczesnosc. nie dosc, ze siedziba petronas nie jest juz najwyzszym budynkiem swiata, to jeszcze rozwoj kuala lumpur skradl jej monumentalna dostojnosc.
kiedys byla widoczna z kazdego punktu miasta, byla symbolem, centrum. teraz zloty trojkat obrosl drapaczami, i mimo, ze dwie wieze wciaz zachwycaja pieknem, nie sposob znalezc miejsca z ktorego by bylo je widac tak, by to piekno wydobyc. szkoda.

i bysmy zapomnieli o ich radosnym istnieniu. na szczescie zle sie spalo w duchocie  pozbawionego okien mini pseudopokoju. a kiedy nie spisz – myslisz. i nagle plask! eureka! tomeeeek, spiiiisz? batu caves! musimy tam pojechac! co? a. no dobra. jutro.

5 myśli do „kuala lumpur”

  1. O mamo! pseudopokoj bez okna w KL??? czyzby wheelers guest house, pokoj 106? Jak slowo daje, na zdjeciu wyglada identycznie (tym zdjeciu z rozmowy miedzykontynentalnej z wpzs’ami), wlasnie w nim siedze…wlasnie zabilam pluskwe…oh well, ale zaraz zjem sobie cos dobrego! powodzenia z ksiazka, przy okazji

Dodaj komentarz