Zielono mi.

delta-mekongu.jpg
KLIKNI TU, ŻEBY ZROUZMIEĆ, O CO NAM CHODZI:)

Żółte – bure – żółte – bure – żółte – bure – o-ooo.

Pociąg osobowy relacji Bangkok – Ayuthaya, 12 kwietnia 2009, pamiętam jak dziś, Tomek też pamięta, tylko on boleśnie, tak jak się pamięta kubły zimnej wody na głowę, rozczarowania i zawiedzione konfrontacje marzeń z rzeczywistością. 12 dni po wylądowaniu w Azji, skwar niemiłosierny, tłok niemiłosierny, wagony nierówno, tu-tuk, tuk-tu, poranek, noc się mgliście przeciera, ale zamiast dzień rodzić, obnaża suchy smutek, szeleszczącą kurzem jałowość pory suchej, samego jej grand finale, kiedy po horyzont tylko żółto i buro i tylko buro i żółto. Stoimy, bo miejsc nie ma, patrzymy przez dziurę po oknie, chyba dość bezmyślnie, zaspanie nas ratuje, a tu nagle tu-tuk, tuk-tu i tu-tuk wspomnieniami zatrzęsło, myśl, z niej słowa, mówię:
– Widzisz Tomek ten widok?
Tomek potakuje.
– To jest ta Azja właśnie. Tak tu już teraz będzie…
Nic nie powiedział, zawył, niemo przerażony.

I choć tam, w pociągu trochę przesadziłam, bo przecież przyjdzie monsun, zmyje kurz, skapnie życiem, to jednak jeśli mi powiesz: przymknij teraz oczy, pomyśl sobie – Azja, południowo-wschodnia, jaki widzisz kolor? Odpowiem – buro-żółty, ceglasto zakurzony.

To zakrawało na żart. Myślałam, że natura nasze – państw granice, bezgranicznie cznia, a tu nagle olśnienie, klika kilometrów od posterunku celników, Wietnam Gorąco Wita – transparent, napis na murze tylko minęliśmy i aż huknęło barwami, poraziło kolorem, osaczyło zielenią. I jak to tak możliwe? Tam buro – tu zielono, niecały kwadrans drogi, tam sucho – tu soczyście? Nagle i znienacka! To było jak objawienie, po kilkunastu miesiącach szur, szur wysuszonej szarości staliśmy u progów, boże, chyba samego Edenu, krainy bujnej, obfitej, mlekiem, miodem płynącej. Na skraju delty Mekongu.

Jedziemy jakby groblą, drogą ocienioną, oczy odpoczywają, dusza odpoczywa, spokój tu jakiś, powolność, obejścia uprzątnięte, schludnie, nieazjatycko, czystość i uśmiechy. Wsi spokojna, wesoła, samo się nasuwa, kiedy żyje się lekko, żyje się szczęśliwie. Tak, wiemy, wiemy, wiemy, niecałe 40 lat temu… Ale jesteśmy teraz, teraz jest inaczej, być może jest jak zwykle, tak, jak zawsze tu było. Kiedy dziś o tym piszę, tęsknię za tamtym miejscem. Z granicy do Chau Doc jedzie się przez raj.

To śmieszne, nie mamy stamtąd ani jednego zdjęcia. A może właśnie nie śmieszne? Może właśnie przekorne, bo mówi znacznie więcej niż by powiedziało tysiąc fotografii? Bo może zdradza, że kiedy stawaliśmy odpocząć, wpadaliśmy w tą zieleń bez opamiętania, odpływaliśmy w soczystość, zapominaliśmy. Nawet zdjęcie zrobić.

Post powstał na arcyklawym notebooku Acer Aspire TimelineX

Jedna myśl do “Zielono mi.”

Dodaj komentarz