220V

komiks-220v.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/KIBLE#

znamy sie juz tak dlugo, ze glupio o nim nie wspomniec. tym bardziej, ze budzi z zaspania powodzia niepewnosci. dzis, znowu sie udalo. panie, panowie, przedstawiam: prysznic elektryczny. fenomen ameryki. kwintesencja, majstersztyk, wisienka na torcie absurdow tutejszych instalacji. jak dziala kiedy juz dziala? instrukcja obslugi jest prosta. wlacz korek. odkrec wode. wykap sie. zakrec wode. korek i finito. napraaaawde? ciut bym ja zmienila…
1. poniewaz to spore ryzyko, przemysl jeszcze dwa razy, czy musisz sie juz kapac. musisz? no coz, to do dziela…
2. wlacz korek. zrob to ostroznie, bo to ze wisi na scianie wcale nie oznacza, ze od niej nie odpadnie. zanim jednak go wlaczysz, upewnij sie, czy jest suchy. mokre lubia iskrzyc, a iskrzac lubia kopac.
3. odkrec wode. tak, tak. to cos dziwnego w scianie, z boku, pol metra dalej wlasnie do tego sluzy. nie ma? szukaj na rurach, chocby i na zewnatrz. odkrec ja tylko troche, bo – tu pierwsze prawo prysznica – im mniejszy jest strumien wody, tym woda jest cieplejsza. ale! to nie takie proste! jesli stosunek zalezny cisnienie-temperatura pozwala sie wykapac – w czepkus urodzony lub to twoj szczesliwy poranek.
3a. drugie prawo prysznica: im wiecej urzadzen wlaczonych, tym woda jest zimniejsza. i chwila wyjasnienia. tu, wszystkie instalacje, to nie wiadomo dlaczego naczynia polaczone. jezeli wylaczysz komputer, swiatlo, ladowarke, no jednym slowem wszystko, co moze prad zabierac, twoj prysznic nagle ozyje naprawde cieplym komfortem. z tego samego powodu kiedy odkrecasz wode, swiatlo w lazience przygasa. to standard. nie panikuj. ale zaraz… cos nie tak… punkt drugi cie niepokoi? tak. trafne spostrzezenie. osobny korek to fikcja.
4. wykap sie. coz, jesli jakos juz jestes przy tym punkcie, ogromnie gratuluje.
5. czysciutko? zakrec wode. ale moment! poczekaj! rozejrzyj sie dookola. jezeli w lazience jest bialo i mokro od wody i pary istnieje niebezpieczenstwo, ze wszystko zawilgotnialo. jezeli jeszcze do tego pokretlo jest metalowe, zanim wode zakrecisz sprawdz wierzchem dloni czy mozna. nie kopie? droga wolna.
5a. gdyby jednak kopalo, wierzchem dloni sprawdz korek. nie kopie? odlacz prad.
5b. a gdyby i on kopal, zdejmij klapek ze stopy, wysusz i odlacz prad klapkiem. brak klapka? niech bedzie cokolwiek, co pradu nie przewodzi. nie masz? zawolaj tomka.
6. korek. 5a zazwyczaj sie sprawdza.
7. que limpio! que bueno! finito!

nadzieja przydrozna

DSC_0075.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/NadziejaPrzydrozna#

otaczajace lime puebla, jak pustynia przesypujaca kolejne klepsydry wydm, sa w ciaglym ruchu. zycie w biedzie wymusza ruch. bogactwo moze sobie pozwolic na bezruch. skrajne ubostwo w bezruchu zakleszcza. a bieda, bieda przyprawiona jest nadzieja i ta nadzieja nie pozwala sie zatrzymac.
pierwsza fala splynela z gor w latach piecdzeisiatych wraz z pierwszym wniesionym w te gory telewizorem. kolorowa banka seriali rozpoczela zauroczona szklanym ekranem migracje. ta, pelna wiary struzka, plynie nieprzerwanie do dzis. niesieni nadzieja nastepni i nastepni przyjezdzaja, rozgladaja sie, szukaja, drepcza, przechodza z miejsca na miejsce, probuja, az w koncu zmeczeni, ale wciaz nie zlamani bezwiednie wpadaja w pulapke pozornej tymczasowosci. tylko na moment, na przeczekanie wykradaja pustyni kawalek goracego kurzu i jak mrowki zaczynaja znosic do niego to karton, to deske, to blache, to kawalek folii, beczke, galaz, karton, deske, blache, kawalek… i nagle, ta chwila, potem chwila dluzej rozciagaja sie niespostrzezenie na cale, pelne walki zycie. to walka wciaz i o wszystko. z biedadomem, bo wiecznie sie rozpada i nieustannie trzeba go naprawiac, wzmacniac, latac. z brudem, bo nie ma biezacecj wody, a kurz pustyni znajduje droge do najmniejszych szczelin. z ciemnoscia, ze skwarem, z zacofaniem, z zimnem, bo nie ma elektrycznosci. z sasiadem, bo pozyczyl i nie oddal. z dlugimi godzinami w piekle korkow, ze strugami deszczu, z ta nadzieja, ktora mnie tu przywiodla i w koncu ze soba samym, by mimo wszystko wytrwac, bo moze juz jutro to na mnie bog raczy spojrzec przychylnie. a wtedy…
wtedy poloze sie i odpoczne.

escarmentamos en cabeza propia…*

DSC_0251.JPG

Thumbes. 30 km od cieszacego sie watpliwa slawa najgorszego w ameryce poludniowej przejscia granicznego aqua verde.

3,2,1,0, start!
jak ostatni idioci wsiadamy do samochodu naganiaczy. ich trzech, nas dwoje. klasyka. budowanie nastroju. zablokujcie drzwi, bo w miescie demonstracje. kretymi, brudnymi uliczkami wyjezdzamy z miasta. 30 minut drogi do… teoretycznie granicy, praktycznie – diabli wiedza. zaczyna sie od amigos, potem stopniowo robi sie coraz cieplej, cieplej, goraco… w koncu furia. ladujemy w samym srodku ziemi niczyjej miedzy granicami. stragany, przemytnicy, wszelkiej masci typy spod najciemniejszych gwiazd. tu kaza wysiasc z samochodu. juz piechota z uliczek malych, w jeszcze mniejsze, w koncu w szczeliny miedzy gorami wszystkiego. lewej benzyny, papierosow, bezzebnych kobiet, cinkciarzy, pseudopolicji wymachujacej niepseudobronia. przepychanki. slowne, gestykulacje, brak jezyka, chaos, coraz wiekszy stres. klotnia, wyrywanie pieniedzy, wyrywanie biletow, krzyki, ludzie ze straganow dookola ogladaja to wszystko jak serial, co i rusz podchodzi jakis zapity typ i wita sie z tymi naszymi, ci sie szczerza czarnym usmiechem i dalej wracaja do robienia nam awantury ze w zyciu nie mieli tylu problemow z bialymi…

i pomyslec, ze ludzie placa fortuny, zeby sobie podniesc poziom adrenaliny…

ps. nie wierze, przysiegam nie wierze, ze to zrobilismy. jak dzieci.
ps2. na wszystko przysiegam, genialnie bylo to przezyc.

* slownik przez kilka dni bezlitosnie otwieral sie na tym zdaniu. placimy frycowe.

kompletnie subiektywne obserwacje znad podrecznika

L1050924.JPG
http://picasaweb.google.com/maugoska/PeruKompletnieSubiektywnie#

umowmy sie. umowmy sie, ze jest fantastycznie. ze jest bezpiecznie, przyjaznie i pieknie. i tylko ja tego nie widze.
juz w milaflores witaja nas rzedy drutow kolczastych, wienczacych wysokie mury. to nie wszystko. zeby bylo bezpieczniej, te druty sa pod napieciem. wszedzie wisza tabliczki z ostrzezeniami. ulicami idzie sie jak monotonnym, betonowym kanionem.
tu mury sa jak naznaczenie. kiedy wyjezdzamy z limy, to one tworza pierwszy, drugi, dziesiaty plan. jak nieznosna ukladanka oddzielajaca, odgradzajaca od ludzi, od zycia. im dalej od stolicy, tym wieksze rysuja paradoksy. w tutejszych malych miasteczkach domy nigdy nie sa pokonczone, mury wokol domow – zawsze. albo: dom – ledwie stojaca chatynka sklecona z bambusa i lisci palmowych a mur wokol niej – murowamy, wysoki na 4 metry. z samego tego muru bylby porzadny dom. a jednak nie jest. nie wiem co trzeba by zrobic, zeby sie przez ten mur przebic. nie umiem tez sobie wyobrazic, ze ktos by nas tutaj ugoscil. i nie  moge sie pozbyc pytania, jak bardzo, jak dalece mozna sobie nie ufac.
bo to odgradzanie to jedno. ale przeciez tu na kazdym kroku, zupelnie inny, duzo smutniejszy mur – ludzki. gdy ludzie sie usmiechaja, wyrysowuje im sie ten usmiech przyjaznymi zmarszczkami na twarzach. tu twarze sa jak posagi wykute przez zgorzknialego rzezbiarza.
kiedy wsiadalismy do autobusu na polnoc, wszystko bylo nagrywane. bylo wyjscie, przy wyjsciu bramka, przy bramce dwoch kontrolerow. jeden przeszukiwal nas i nasze bagaze, drugi to nagrywal. potem, kiedy juz wsiedlismy, ten drugi wszedl i raz jeszcze nagral osobe po osobie, twarz po twarzy.
i po co? przeciez nie na pamiatke.
albo juz na miejscu, w mankorze, kazdy kontakt ciezki, wymuszony, oporny. polgebkiem i bez usmiechu. nawet wydawac nie chcieli z wiecej niz 10 soli. a 10 soli to jak 10 zlotych. zadna fortuna.
i czemu nie chcieli? nie ufaja. sami sobie tez nie ufaja. przy wjsciu na plaze sklecona z patykow strozowka. w strozowce calodobowa warta policji. siedza i pilnuja idacego dnem morza kabla telefonicznego. kabel ciagnie sie spokojnie z poludnia chile az do stanow. a tu musza pilnowac, bo… niedawno ktos go odkopal i ukradl.
ogladam to wszystko i jak moge, probuje sie nie zrazac do tego kraju, tych ludzi. bylismy tylko w dwoch miejscach, nic jeszcze przeciez nie wiemy. i wtedy sie okazuje, ze do zwyczajowych pytan skad jestes, jak sie nazywasz, ile masz lat, tu, w peru dochodzi leszcze jedno: a ile razy cie juz okradli?

powiedz mi dokad jedziesz, a powiem ci kim jestes

DSC_0250.JPG
http://picasaweb.google.com/maugoska/Mancora#

/obiecujemy, ze ta kartka jest slona:)/

populacja: 10 000
numer kierunkowy: 073
kolor:szarobrunatny
wrazenie: dosc podle
ulubione zdanie: no cambio*
atrakcje: hmmm….
nazwa: mancora
pseudo: mekka surferow
najprawdziwsze slowo w opisie: pseudo

no wlasnie. jak na raj, ciut za szaro. jak na enklawe spokoju, ciut za glosno. jak na impreze, ciut za cicho. jak na mekke surferow… coz, to tak jak nazwac osla laczke superstokiem. fale w porywach… zaczynaja byc. surferzy w zwiazku z tym zajmuja sie przechadzkami w te z z powrotem z deska pod pacha oraz wymienianiem miedzy soba tajemniczych usmiechow. kazdy obowiazkowo: jest brudny, ma jakas szmate przewiazana wokol kostki/nadgarstka, dysponuje conajmniej jednym dreadem, wyglada tak, jakby cale zycie spedzil na plazy, ale robi to nie dalejniz 10 metrow od hotelu 5 gwiazdek – gwiazdozbior – 100 dolcow za noc. poza tym: lsni bialymi zebami, oszalamia opalenizna, co drugie slowo wyspiewuje yeeeeaaah maaaaaan, coooool maaaaan. to w ciagu dnia. co robia noca, pozostaje sekretem. znikaja wraz z zachodzacym sloncem. wszystko sprawia wrazenie, jakby wlasciciel tej katarynki pracowal na pol etatu.
ale… byc moze sie myle. moze to cisza przed burza. sezon sie jeszcze nie zaczal. dopiero sie zjezdzaja panie w rozmiarze E-F, paznokcie podly akryl w slodkim kolorze roz oraz ich piekni muchacho, stylowi jak sopoccy przyniscy i przygrubi, zlociutcy warszafka honey.
kto wie, czy spotkanie tych swiatow nie skonczy sie wielkim tsunami…

*no cambio – nie mam wydac

follow the carlos

czyli instrukcja obslugi zostania amigos maknorskiego policjanta.

DSC_0256.JPG

Plaza
1. idz na plaze. dla ulatwienia wybierz miejsce blisko najbrudniejszego, najbardziej zakurzonego pseudosurfera. nie pomyl go z prawdziwym surferem. ci, maniakalnie uczepieni desek interesuja sie jedynie kierunkiem wiatru.znajomosc z nimi do niczego cie nie doprowadzi. Czytaj dalej follow the carlos

zwiedzamy peru.

L1050885.JPG
http://picasaweb.google.com/maugoska/ZwiedzamyPeru#

miejsce akcji: NAIF guesthouse.
czas akcji: UTC+5

tomek – siada przy stoliku na parterze.
ja – wykladam sie w hamaku na parterze.
razem – pijemy: tomek kawe, ja herbate z ron cartavio anejo superior.
oraz:
siadamy na trzecim schodku od dolu – nigdy w zyciu tam nie siedzielismy. widok na palmy.
siadamy na czwartym – tam palmy.
na piatym – pali pan.
na szostym jest polpietro. nie bedziemy ryzykowac.

ps. kochane mamotaty… nie nerwujsja, nie nada.