Wiosny

ameryka-poludniowa-komiks.jpg
KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA 

Przysięgam, chciałam napisać o Tybecie, o magicznym powitaniu Tashe Delek, o sile, wieczności, przemijaniu i uśmiechu. Spisałam już nawet myśli, usnułam kilka akapitów. I nijak, nijak nie umiem pociągnąć tego dalej.
A wszystko przez to okno przy którym biurko stoi. Spojrzałam, drzewa za nim, niecierpliwe nabrzmiałe. Ostatnie sekundy szarości. Niebo wściekle błękitne. Ptaki się uwijają. Wiosna. Nagle serce rozdarła mi na pół. Bo ostatni raz wiosnę widziałam w Czytaj dalej Wiosny

220V

komiks-220v.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/KIBLE#

znamy sie juz tak dlugo, ze glupio o nim nie wspomniec. tym bardziej, ze budzi z zaspania powodzia niepewnosci. dzis, znowu sie udalo. panie, panowie, przedstawiam: prysznic elektryczny. fenomen ameryki. kwintesencja, majstersztyk, wisienka na torcie absurdow tutejszych instalacji. jak dziala kiedy juz dziala? instrukcja obslugi jest prosta. wlacz korek. odkrec wode. wykap sie. zakrec wode. korek i finito. napraaaawde? ciut bym ja zmienila…
1. poniewaz to spore ryzyko, przemysl jeszcze dwa razy, czy musisz sie juz kapac. musisz? no coz, to do dziela…
2. wlacz korek. zrob to ostroznie, bo to ze wisi na scianie wcale nie oznacza, ze od niej nie odpadnie. zanim jednak go wlaczysz, upewnij sie, czy jest suchy. mokre lubia iskrzyc, a iskrzac lubia kopac.
3. odkrec wode. tak, tak. to cos dziwnego w scianie, z boku, pol metra dalej wlasnie do tego sluzy. nie ma? szukaj na rurach, chocby i na zewnatrz. odkrec ja tylko troche, bo – tu pierwsze prawo prysznica – im mniejszy jest strumien wody, tym woda jest cieplejsza. ale! to nie takie proste! jesli stosunek zalezny cisnienie-temperatura pozwala sie wykapac – w czepkus urodzony lub to twoj szczesliwy poranek.
3a. drugie prawo prysznica: im wiecej urzadzen wlaczonych, tym woda jest zimniejsza. i chwila wyjasnienia. tu, wszystkie instalacje, to nie wiadomo dlaczego naczynia polaczone. jezeli wylaczysz komputer, swiatlo, ladowarke, no jednym slowem wszystko, co moze prad zabierac, twoj prysznic nagle ozyje naprawde cieplym komfortem. z tego samego powodu kiedy odkrecasz wode, swiatlo w lazience przygasa. to standard. nie panikuj. ale zaraz… cos nie tak… punkt drugi cie niepokoi? tak. trafne spostrzezenie. osobny korek to fikcja.
4. wykap sie. coz, jesli jakos juz jestes przy tym punkcie, ogromnie gratuluje.
5. czysciutko? zakrec wode. ale moment! poczekaj! rozejrzyj sie dookola. jezeli w lazience jest bialo i mokro od wody i pary istnieje niebezpieczenstwo, ze wszystko zawilgotnialo. jezeli jeszcze do tego pokretlo jest metalowe, zanim wode zakrecisz sprawdz wierzchem dloni czy mozna. nie kopie? droga wolna.
5a. gdyby jednak kopalo, wierzchem dloni sprawdz korek. nie kopie? odlacz prad.
5b. a gdyby i on kopal, zdejmij klapek ze stopy, wysusz i odlacz prad klapkiem. brak klapka? niech bedzie cokolwiek, co pradu nie przewodzi. nie masz? zawolaj tomka.
6. korek. 5a zazwyczaj sie sprawdza.
7. que limpio! que bueno! finito!

krzyk kamienia

DSC_5703.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/Misje#

„bog dal nam ziemie i stworzyl zywioly, bysmy mogli na niej zyc. dal nam tez reguly, ktorymi mamy sie kierowac, by zyc w zgodzie z natura rzeczy.
w naszej tradycji nie uzywalismy kamieni do budowy domow. jednak nasi przodkowie zwrocili sie do ducha-straznika kamieni  z prosba o pozwolenie stworzenia misji. pozwolenie zostalo udzielone, poniewaz kamienie mialy zostac wykorzystane w dobrym celu.
dzis, guarani ktorzy budowali misje nie zamieszkuja juz tych miejsc. jednak duch opiekunczy wciaz nad nimi czuwa. te kamienie sa zywe.”
itati brizuela, wspolnota chapa’i

bezsilnosc

DSC_5451.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/Guarani#

estella eulalia wyglada na zmeczona. dzis juz tylko jej dlonie i przeszywajace, glebokie spojrzenie zdradzaja dawna sile. odkad zrozumiala, ze w swojej walce skazana jest na samotnosc, odkad pojela bezmiar swojej bezsilnosci, jej glos przycichl a sylwetka sie zgarbila. ale nie, wciaz sie nie poddaje, tylko teraz, zamiast walczyc, robi swoje. po cichu i systematycznie, z sercem i niezlomnym, pamietajacym jeszcze jej mlodosc przekonaniem, ze warto, ze jako biala jest im to winna.
pojawila sie tu w 1987 roku, tym samym, w ktorym rzad argentyny uroczyscie przekazal indianom guarani 224 hektary ziemi i w ramach zadoscuczynienia za przeszlosc, zobowiazal sie zapewnic nowo powstajacej komunie wsparcie finansowe. mloda nauczycielka, pelna zapalu i werwy, wypelniona wiara, ze dzieki jej pomocy, indianie wyjda z cienia, zdobeda swiadomosc i narzedzia, by walczyc o swoje prawa. i ze ta nowa sila pozwoli zachowac ich tozsamosc, ich kulture, wierzenia i madrosc. w nowo zbudowanej, pokrytej blekitna farba szkole uczyla hiszpanskiego, rachunkow, biologii, geografii…
wtedy jeszcze nie wiedziala, w jak zlym kierunku to zmierza, ale dzis, juz jako dyrektorka tej samej szkoly, jak nikt zdaje sobie z tego sprawe. a na czym polega problem? hmm, to zle pytanie, to nie jest jeden problem, tu, tych problemow jest wiele. milknie, rozglada sie dookola, mierzy nas wzrokiem, jakby wazyla, czy moze, czy nie moze, chce, czy nie chce mowic. w koncu postanawia sie otworzyc.
kacyk i wspolnota.
bo tu nie mowi sie wodz, ale el cacique – kacyk. kiedys, jeszcze w dzungli, wspolnoty guarani skladaly sie z pochodzacych z tego samego miejsca, czterdziestu, piecdziesieciu rodzin. na czele wpolnoty stal kacyk, rowny prawami z szamanem, pod nimi rada starszych – glow rodzin, rzadzila cala wspolnota, podejmowala decyzje, wybierala i obalala kacyka. to tworzylo naturalny system kontroli sprawowany przez wszystkie rodziny. kacyk musial liczyc sie z ich zdaniem. my tutaj, zamiast 40-50 mamy 247 rodzin. poniewaz prawo argentynskie zapewnia indianom guarani ochrone, sciagaja oni nawet z bardzo daleka, z paragwaju, z brazylii. tu dostaja ziemie, pomoc finansowa i dokumenty. dolaczaja do wspolnoty. dolaczaja? teoretycznie tak. jednak praktycznie, brak wspolnych przezyc, korzeni i pochodzenia nie pozwala stworzyc silnych wiezow. bez silnych wiezow, rodziny nie wspolpracuja, kazdy dba o swoje sprawy. bez wspolpracy nie ma jednoglosnej rady starszych. bez jednoglosnej rady starszych, nie ma jak obalic kacyka. ten staje sie wszechwladny…
kacyk i prawo.
na terenach podarowanych indianom przez rzad obowiazuje prawo guarani. argentynska policja i sady nie maja nic do powiedzenia. wladze podjely to ryzyko, by umozliwic indianom stworzenie autonomicznych, opartych na tradycyjnych zasadach wspolnot. silvino moreyra, tutejszy kacyk ma wyksztalcenie prawnicze. wie, ze na swoim terenie jest bezkarny…kacyk i pieniadze
nie prowadzi ksiag przychodow, nie placi podatkow, nie rozlicza sie z rzadowych dofinansowan ani zyskow z turystyki. nasza wspolnote odwiedza okolo 60 turystow dziennie, kazdy z nich, za mozliwosc przejscia szlakiem opowiadajacym o zyciu, kulturze i tradycjach guarani placi 50 pesos, sami policzcie. wiekszosc tych pieniedzy trafia do kacyka…
kacyk i rozrywka.
ten zas, poza kiloma mniejszymi, ma jedna ogromna slabosc. hazard. wiekszosc wieczorow spedza w kasynach puerto iguazu…

estella eulalia wie, ze z kacykiem nie wygra. swiadomie poszla na kompromis, by moc tu zostac, by moc robic to, co dla niej najwazniejsze – walczyc o indian, ktorzy z roku na rok gubia sie coraz bardziej. to dlatego przymyka oczy, przemilcza, udaje, ze wszystko jest w porzadku. jej twarz tezeje, smutnieje, mysli odbiegaja w przeszlosc.
paradoks.
kiedy tu przyjechalam uczylam hiszpanskiego, matematyki, historii…, takich „cywilizowanych” przedmiotow. dzis, sama nie moge w to uwierzyc, jestem niemal jedyna osoba, ktora moze im opowiedziec o ich wlasnej kulturze, religii, tradycjach. na lekcjach ucze jak funkcjonowaly wspolnoty, jak wygladaly wioski, kim byl szaman, jakie sa swieta, ceremonie i obrzedy guarani. to straszne, ze jesli nie dowiedza sie tego w szkole, to prawdopodobnie nie dowiedza sie nigdzie.
tozsamosc.
kiedys, tradycja przekazywana byla przez rodzine. podczas codziennych, wspolnych posilkow starsi mowili, uczyli, dzielili sie doswiadczeniem, wieczorami cala rodzina siadywala wokol ognia i sluchala legend, historii i wspomnien. dzis pozostal juz tylko ten ogien po srodku domu, reszta zostala wyparta przez telewizje. zobaczcie, czasem dom, to tylko kawal folii umocowanej na kilku tyczkach, nie ma biezacej wody, nie ma toalety, spia na golej ziemi a telewizor stoi. i moze nie byloby nic zlego w tym, ze stoi, gdyby nie to, ze mlodzi bezkrytycznie wierza we wszystko, co w nim zobacza. a potem nie chca juz sluchac starszych, przestaja ich szanowac, bo chca zycia z filmow, z reklam i seriali. a starsi… oni tez juz coraz czesciej przestaja mowic, rozleniwiaja sie, milkna zapatrzeni w mydlana banke zapomnienia. i nawet nie zauwazaja jak rok po roku, coraz bardziej traca to, co maja najcenniejszego – samych siebie.
bezsilnosc.
cala sila indian tkwi w korzeniach, we wspolnocie i jednosci. pozbawieni tych fundamentow sa slabi, staja sie nieodporni na cywilizacje, tak jak kiedys na choroby. i nie ma dobrego rozwiazania, czasu sie nie cofnie, nie wyprowadzi sie ich do dzunglii, nie odetnie od wspolczesnego swiata. a ten systematycznie ich niszczy, omamia zadza posiadania, upija, rozleniwia, odbiera zdolnosc zycia w zgodzie z natura, frustruje. przez cale wieki ich zycie oparte bylo na wspoldzialaniu, rownym dzieleniu dobr, silnych wiezach z dzungla, rzekami i wierzeniami. dzis, bezwiednie skazuja sie na zycie w pojedynke. a oni w glebi duszy sa bezbronni i naiwni jak dzieci, nie potrafia sobie z tym radzic.
szok.
te zmiany wzynaja sie w ich najglebsza swiadomosc, zmieniaja myslenie, niszcza najwieksze swietosci. jak daleko to zabrnelo? najdalej. nie wiem czy potraficie to zrozumiec, czy wiecie co dla guarani oznacza targniecie sie na wlasne zycie. tu samobojstwa nawet nie sa tabu, nigdy nie musialy byc zabronione. one w sposobie pojmowania swiata, w mentalnosci po prostu nie istnialy.
dwa lata temu, w 2007 roku, znalezlismy nad rzeka kilku chlopakow. stali po pas zanurzeni w wodzie i ostrymi kamieniami probowali roztrzaskac sobie glowy.
nadzieja?
na szkolne podworko wybiega gromadka dzieciakow. dwoch chlopcow, zwabionych nasza obecnoscia podchodzi niesmialo i zaczyna sie przygladac. jak sie nazywasz? pytam jednego. carlos, odpowiada, peszy sie po dzieciecemu, ale po chwili, jakby tkniety odrobina smialosci dodaje: kuarahy. i nagle, juz wyprostowany tlumaczy: to w guarani znaczy slonce. twarz estelli eulalia muska delikatny usmiech…

disfrutar

disfrutar.jpg

niech wszystkie drzewa, spiewa, nieba, robaczki i ptaszki blogoslawia dzien, w ktorym uslyszelismy to slowo.
disfrutar…
po polsku, slownik-kaleka, upiera sie ze: korzystac i jako drugie znaczenie, podaje uzywac, zazywac… anglicy, o zgrozo, ciut blizej w znaczeniach sie odnalezli, rzucaja czasem do siebie optymistyczne: enjoy! lub, ciesz sie, znajdz zadowolenie…
francuski, niemiecki, szwedzki…pojecia bladego nie mamy, lecz coz nas i one obchodza! my z polski, to chcemy po polsku. niniejszym postulujemy o nowe slowo w slowniku, bo chcemy disfrutarowac, ba! od jakiegos juz czasu niezlomnie disfrutarujemy. bo zamiast sie meczyc, isc pieszo, mozna disfrutarowac, i spacer i chodzenie i nawet krzaki przydrozne i nagle sie wszystko zmienia, ladnieje, rosnie, usmiecha, bo nagle codzienna codzennosc staje sie wyjatkowa, staje sie mila, przyjazna, bo… disfrutarowana i lzej na sercu sie robi i jakos swiat lagodnieje i mysli nagle mniej czarne i pan policjant mniej srogi i wszystko to dzieki temu, ze po dekadach trzech z hakiem, dane nam bylo uslyszec: porque no disfrutar, chicos?
no wlasnie. porque no?

ilex paraguayensis

yerba mate.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/Mate02#

no tak, ten temat nie mogl sie nie pojawic. to ziolo zdobylo nasze serca jeszcze na ziemii ognistej, w kabinie wielkiego tira jadacego z ushuaia do rio grande. to byl poczatek kwietnia. od tamtej pory cierpliwie wkradalo sie w nasza codziennosc. dzis jest jej stalym elementem.
argentyna.
mate nie da sie wypic w biegu. to swietokradztwo, obraza. spieszyc sie, to jak nie szanowac przyjaciela, bo zgodnie z tradycja, mate nie pije sie samemu, ale w gronie najblizszych. i powoli. na tym polega urok picia. argentynczycy sa ortodoksami. kto zasmakowal w pipore, bedzie gardzil rosamonte, kto docenil tarqui, nie spojrzy na nobleze… jedyny punkt wspolny gustow, to fakt, ze ma byc con palo. palo to patyczki, con palo zas oznacza, ze do zmielonych lisci dodaje sie tez galazki. efekt? wspolpracujaca bombilla, wystarczy raz ja wkrecic w swiezo parzona yerbe i bez ciaglego martwienia, zatkana-nie zatkana, zajac sie odpoczynkiem. nie to co w urugwaju…
urugwaj.
tu mate sie pije non stop. urugwajczycy sie szczyca, na kazdym kroku podkresla, ze to w ich kraju wlasnie spozycie jest najwieksze. w parkach, na ulicach, w urzedach, sklepach, wszedzie, kazdy kto tylko przechodzi taszczy ze soba termos. tu mate jest dniem powszednim i w zwiazku z tym – komercja. jest mate odchudzajace, nasenne, na pobudzenie, jest slabe, jest mocniejsze…tak jakby to nie rytual, nie smak i nie aromat, a tylko efekt sie liczyl.
wolimy argentyne.

a przy okazji…
zebrana z wielu zrodel instrukcja obslugi. nie jest ani jedyna, ani najlepsza, ale ma ogromna zalete – nam zadzialala:)
bombilla (to ta rurka z sitkiem) – dobrze, zeby sie otwierala/rozkrecala, bo dzieki temu mozna ja latwo umyc.
matero/mate (po naszemu matejka) – moze byc drewniana, moze byc z tykwy. i jedna i druga, przed uzyciem nalezy przygotowac. proces nazywa sie curado i ma na celu oczyszczenie i uszczelnienie naczynia.
matejka drewniana – wnetrze nalezy nasmarowac maslem i zostawic na dobe. w miedzyczasie mozna zajrzec i w miejscach w ktorych maslo zostalo pazernie wessane polozyc kolejna warstwe. warto, zeby maslo bylo naturalne, bo przez jakis czas moze dawac troche aromatu.
matejka z tykwy – srodek wypelnic yerba, zalac jerbe wrzatkiem (to jedyny raz, kiedy uzywa sie wrzatku), a kiedy woda wsiaknie w ziolo, zalac mocnym alkoholem (bez skapstwa ale tez bez marnotrawstwa:), nam wyszlo, ze najmilszy jest rum. zostawic na 24 godziny. po tym czasie oproznic i lyzka oczyscic wnetrze z pozostalosci tykwowych. srodek zrobi sie gladki dopiero po kilku, kilkunastu uzyciach, jednak na poczatku chodzi o to,  zeby usunac luszczace sie warstwy tykwy.
gotowe.
parzenie:
po argentynsku, czyli kiedy mamy mate con palo, z patyczkami – wsypac yerbe (miedzy 2/3 a 3/4 objetosci matejki), wkrecic bombille, tak zeby dotknela dna i zalac yerbe woda o temperaturze 70-80 stopni (70 stopni to moment kiedy woda zaczyna „gadac” i puszczac male babelki). pierwsze zalanie, zgodnie z tradycja, nalezy do swietego tomasza. kiedy woda zostanie wchlonieta, zalac drugi raz, chwile odczekac i… tu kwestia gustu, drugie zalanie daje bardzo intensywny smak, niektorzy napar wypijaja a niektorzy wypluwaja. trzecie zalanie, zdecydowanie nadaje sie do picia i jezeli nie pijemy sami, zawsze nalezy do goscia. mate mozna zalewac wiele razy. tu znow kwestia gustu, kazdy w innym momencie stwierdza, ze mate sie wyplukalo i stracilo smak.
troche savoir vivre…
kiedy czestujemy:
– najpierw pija goscie, podajemy kolejne „zalania” zgodnie z kierunkiem wskazowek zegara az do momentu, kiedy przyjdzie nasza kolej. kiedy to sie stanie, pijemy, zwracajac uwage na to, czy napar jest wystarczajaco mocny, by podolac kolejnemu okrazeniu (poczestowanie wyplukana mate jest uwazane za brak szacunku, oznacza, ze gosc jest niemile widziany)
– matejke nalezy podawac tak, by bombilla byla zwrocona w strone goscia (powod jak wyzej)
– serwujemy mate do momentu, az wszyscy podziekuja
– wyplukanego, zuzytego ziola nie wyrzuca sie do smieci, ale na ziemie, oddaje sie je pachamamie – matce naturze.
kiedy nas czestuja:
– odmawiac trzeba delikatnie, bo zaproszenie do mate jest wyrazem przyjazni
– jesli juz sie zdecydowalismy pic, wypijamy cala porcje, niezaleznie od tego jak bardzo nas skreca gorycz naparu
– jesli chcemy pic dalej, oddajemy matejke bez slowa dziekuje. podziekowanie jest znakiem, ze mamy dosc i w kolejnym okrazeniu zostaniemy pominieci.

i tak to.

aua.

Bivouac Sud Bolivie.JPG
http://www.goffinets.be/kapsud/index.php/category/Transandine-2009

hmmm…
piec minut temu, otworzyly sie drzwi naszego pokoju i poznalismy leona. nie umiem tego opisac, wiec cytuje, z jego strony…

marzenie przemierzenia andow od rownika do zwrotnika koziorozca, zostalo zrealizowane 5 listopada 2009 roku okolo godziny 18.00

bilans:
-6.250 km zostalo pokonane w 100 dni, w czasie 587 godzin pedalowania
-sredni dzienny dystans: 62,5 km
– srednia predkosc: 10, 6 km/h, przy przeprawach przez 13 wzniesien powyzej 4000 metrow wysokosci, w tym przez d’apacheta, najwyzsze z nich, 4.746 metrow n.p.m.!
– liczba crevaisons (czy ktos wie co to znaczy?): 4, tylko!
– zadnych problemow technicznych, ani ze zdrowiem

leon, w tym roku skonczyl 61 lat. jechal sam. spal przy drogach, bez namiotu, owiniety tylko foliowa plachta.

zostalismy zmiazdzeni.

panta rhei

P1020482.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/Iguazu#

wodospad iguazu jest ogromny. abstrakcyjnie ogromny. ciezko go objac wzrokiem, ciezko wyobraznia. jest jednym z tych rzadkich zjawisk, ktore raz zobaczone, na zawsze zmieniaja znane, utarte definicje. wszystkie widziane „ogromy” kurcza sie i znikaja, kazdy slyszany „huk” staje sie ledwie szmerem, kazda spotkana „sila” potyka sie o swa slabosc, a nasze mysli i slowa zyskuja nowy wymiar.
albo… ciut powsciagiwiej:
mowia, ze gdy krolowa brytyjska ujrzala ten wodospad, westchnela tylko po cichu: oj, biedna, biedna niagara…

nasza pierwsza wystawa!!!

DSC_4577.jpg
http://picasaweb.google.com/maugoska/WystawaBuenosAires#

z radoscia dzielimy sie radoscia:)
w sobote, piatego wrzesnia, w centrum kultury recoleta w buenos aires rozpoczela sie pierwsza wystawa rozmow kontrolowanych!
goraco dziekujemy pracownikom centrum oraz wszystkim osobom, ktore przyczynily sie do jej zorganizowania.
jestesmy najszczesliwsi:)))

zawod – demonstrator

DSC_4461.jpg
http://picasaweb.google.com/maugoska/BuenosAiresDemonstracje#

juan twarzy nie pokaze. nie chce zdjec. mowi, ze ma swoje powody. zdradzi jakie? niechetnie. saczy mate i rozglada sie dookola. nie moge, dodaje i wygladza naszyta na kamizelke, bialoniebieska flage.
argentyna demonstracja stoi. stoi doslownie, bo zalozenie jest takie, ze aby demonstracja byla dobra, skuteczna, musi utrudnic ruch. wtedy zostanie zauwazona. i tak jak staje narodowa trojka, jedyna autostrada laczaca polnoc kraju z poludniem, tak tez staje avenida de mayo, ulica prowadzaca z plaza de mayo do kongresu. dwie glowne arterie demokracji.
plaza de mayo to glowny plac buenos aires. ustawiony przez policje, metalowy plot, dzieli go na dwie czesci. po jednej stronie turysci odhaczaja obowiazkowy punkt programu – zmiane warty pod casa rosada, rozowym domem, dokladnie tym, z balkonu ktorego evita lagodzila nastroje „decamisados” – ludzi bez koszul, ubogich robotnikow. druga strona placu nalezy do demonstrantow.
juan o demonstracjach wie wszystko, jest ekspertem. nie zawsze tak bylo, kiedys byl zwyklym bezdomnym, jakich wielu w tym miescie. ktoregos dnia, zdesperowany, przylaczyl sie do idacej demonstracji. nie, nawet nie byl „za”, to zima byla, zimno, siedzial zmarzniety i przylaczyl sie, zeby sie ogrzac, rozruszac. szedl tak, zaczal cos krzyczec, nie pamieta juz co, to co wszyscy i nagle cos w niego wstapilo. jakis duch, jakas sila, taka duma, ze jest obywatelem, ze ma prawo glosu. tamten dzien odmienil jego zycie.
argentynczycy demonstruja wciaz i o wszystko. za socjalizmem, przeciw rzadowi, za odmalowaniem szpitala, o szacunek dla weteranow, ku pamieci zaginionej, osmioletniej sophie… nie ma dnia bez demonstracji. to jest sposob dialogu, to mozliwosc wyrazenia swojego zdania, swojego poparcia, swojej frustracji. sposobow jest kilka. blokady autostrad – niewielkie grupki ludzi o pozaslanianych twarzach obstawiaja glowna trase i wszystkie, umozliwiajace objazd wylotowki. siedza, dyskutuja, pala opony. przejscia – od spokojnych, kilkunastoosobowych grupek, idacych z jednym transparentem, az po wielkie, ciagnace sie klika kilometrow pochody pelne petard, bebnow, megafonow, spiewow, przemowien i okrzykow. i w koncu – okupacje. poobwieszane flagami i roszczeniami namioty a w nich, kilka, kilkanascie osob. pija mate, graja w karty. dzien, tydzien, miesiac. jak wszedzie.
juan odkryl tajemnice. rosnie, wypreza sie i nabiera wigoru. niezaleznie od sposobu i od tego, czego demonstracja dotyczy, potrzebuje ona lidera, przewodnika. nie, to nie chodzi o wodza, o dyrektora, chodzi o… chwile sie zastanawia, szuka slowa, chodzi o… dyrygenta! jak w orkiestrze, dorzuca zadowolony z trafnosci porownania. bez niego, to wszystko sie rozlezie albo doprowadzi do zamieszek. i ja jestem takim dyrygentem.
ludzie sami nie wiedza jak sie zorganizowac, trzeba nimi pokierowac. powiedziec kto ma niesc transparent, pokazac w ktorym rzedzie flagi, gdzie megafon, ile odstepu zachowac od wybuchajacych petard, zeby sie nic nikomu nie stalo, zatrzymac, kiedy ida zbyt ciasno, pospieszyc, kiedy marudza, podac rytm bebniarzom, wzniesc zawolanie, uciszyc, jak lider przemawia, uspokoic nerwusow, ulagodzic policje, przepuscic telewizje… to kupa roboty, zeby sie wszystko sprawnie odbylo, tlum potrafi w sekunde wymknac sie spod kontroli… i dlatego ja jestem. a jestem tu zawsze, mieszkam w tym namiocie. rzady, ludzie, flagi, hasla sie zmieniaja, a ja niezmiennie jestem. do uslug.
a gdyby sie demonstracje skonczyly, to co? szeroki usmiech. nigdy sie nie skoncza. pewnosc siebie. bo wtedy ja bede demonstrowal przeciw brakowi demonstracji. a demonstrowac potrafie jak nikt.

siedem grzechow glownych – recoleta

DSC_2860.jpg
http://picasaweb.google.com/maugoska/BuenosAiresCmentarzRecoleta#

… planete zamieszkiwal prozny.
– ach! ach! oto odwiedziny wielbiciela! – krzyknal, gdy tylko zauwazyl malego ksiecia. albowiem wedlug proznych kazdy spotkany czlowiek jest ich wielbicielem.
– dzien dobry – powiedzial maly ksiaze. – pan ma zabawny kapelusz.
– po to, aby sie klaniac – odpowiedzial prozny. – aby sie klaniac, gdy mnie oklaskuja. niestety nikt tedy nie przejezdza.
– ach tak? – powiedzial maly ksiaze, nic nie rozumiejac.
– uderzaj dlonia w dlon – poradzil prozny.
maly ksiaze uderzyl dlonia w dlon. prozny uklonil sie skromnie, uchylajac kapelusza.
„to jest jednak bardziej zajmujace niz odwiedziny u krola” – powiedzial sobie maly ksiaze. i znow zaczal klaskac. prozny znow klanial sie, uchylajac kapelusza. po pieciu minutach zabawy maly ksiaze zmeczyl sie jednostajnoscia gry.
– a co trzeba zrobic – spytal – aby kapelusz spadl?
lecz prozny nie uslyszal. prozni slysza tylko pochwaly.
– czy ty mnie naprawde bardzo uwielbiasz? – spytal malego ksiecia.
– co to znaczy uwielbiac?
– uwielbiac to znaczy uznac mnie za czlowieka najpiekniejszego, najlepiej ubranego, najbogatszego i najmadrzejszego na planecie.
– alez poza toba nikogo na planecie nie ma!
– zrob mi te przyjemnosc: uwielbiaj mnie mimo wszystko.
– uwielbiam cie – powiedzial maly ksiaze, lekko wzruszajac ramionami – ale co ci to daje?
i ruszyl w dalsza droge.

buenos malowane

DSC_3716.jpg
http://picasaweb.google.com/maugoska/BuenosAiresGraffiti#

– e! amigos! que pasa?!
slowo amigos, w tym wydaniu nie wrozy niczego dobrego, wynurzamy glowy z plecaka, w ktorym zanurkowalismy szukajac aparatu…
z chmury marichuany wynurzylo sie dwoch podrostkow, niemal zywcem wyjetych w warszawskich blokowisk, dresik, zloty lancuch, wyraz twarzy, mina numer trzynascie, masz pecha, to nasz rewir…
– que, que pasa?
– chcecie to zamalowac?
– co? nieeeee…. – uf, rozluznilo sie troche – zdjecie chcielismy zrobic, zajebiste graffiti, to wasze?
– nie… ale wiemy czyje! to nasz kumpel! – duma wypiera zadziornosc.
przygladamy sie olbrzymiej, wlochatej dzdzownicy przeszywajacej na wylot ludzka postac. podchodzimy blizej. czerometrowa dlugosc i idealna powtarzalnosc segmentow, dzdzownica zawdziecza perfekcyjnie wykonanemu szablonowi. przewiercona postac malowana jest tradycyjnie, pedzlem i farba, ktora splynela po scianie efektownymi zaciekami. calosc podpisana imieniem i nazwiskiem. po prostu. jak prawie wszystkie tutejsze malowidla.
sloneczne popoludnie w palermo, kolejny raz zaskoczylo nas ich iloscia i roznorodnoscia. prawie kazde skrzyzowanie, kazda brama i mur, maja swoje opowiesci. dzis, tak jak w poprzednie dni w san telmo, recolecie, la boca czy centrum, znow jestesmy zaczarowni tym, co sie dzieje na scianach buenos aires. nowoczesne graffiti przeplataja sie z tradycyjnymi malowidlami, pokazujacymi historie i kulture stolicy, kolorowe murale sasiaduja z ogromnymi obrazami z kafli, tworzonymi przez znanych artystow. mieszaja sie style i techniki, tematy i kolory, przekazy i inspiracje.
jednak najbardziej budujace jest to, ze nikt ich nie zamalowuje, nikt nie niszczy. wrecz przeciwnie, samo miasto czesto  zamawia u tworcow te scienne dziela sztuki. zdobi nimi pasaze, przejscia podziemne, sciany budynkow. a kiedy zaczynaja sie starzec, kiedy zaczyna odpadac tynk, natychmiast je odnawia, odmalowuje. a ludzie? nikt nie pilnuje, zeby ktos sciany nie zamalowal. tu ludzie pilnuja, zeby nikt nie zamalowal zamalowan.
– a wy z jakiejs gazety?
– nie, nie. po swiecie jezdzimy i jak widzimy cos pieknego, to utrwalamy to na zdjeciach. w patagonii gory i lodowce a tutaj, w buenos te sciany.
– aaa. wiecie, to my tu jeszcze postoimy chwilke, wiecie, zeby wam sie ten aparat przypadkiem nie zapodzial.

ha! w warszawie tez sie dzieje!
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/51,98239,6888654.html?i=4
wielkie gratulacje!

rzeczy

DSC_3791.jpg
http://picasaweb.google.com/maugoska/BuenosAiresSanTelmo#

kazdy na rzeczy zlorzeczy

a to scyzoryk sie zgubi
a to sie stolik przysrubi
a filizanka sie zbije
a talerz nie domyje
i znow o krzeslo sie potknie
i szafa zaskrzypi przewrotnie
i mlotek, ten po tesciu
juz w kufrze sie nie miesci

i na co na rzeczy zlorzeczyc
toc one, czy marne, czy slynne
w naturze swojej niewinne
wystarczy ich nie gromadzic
by zlu calemu zaradzic.

dla inez.
bo lubi wiedziec:) :
san telmo bylo niegdys najbogatsza i najmodniejsza dzielnica buenos aires. siedziba szczesliwej smietanki, skupiajacej w swoich rekach najwieksze fortuny. europejscy sprzedawcy nie nadazali wysylac kolejnych statkow, po brzegi zaladowanych meblami, rzezbami, porcelana, kapeluszami, sukniami, bibelotami, szpargalami… san telmo kwitlo. ta cudowna sielanka zostala brutalnie przerwana pod koniec dziewietnastego wieku. kolejne epidemie, w tym najciezsza, zoltej febry, zmusily ludzi do opuszczenia dzielnicy. bogactwo przenioslo sie kilka kilometrow dalej, na polnoc, do dzisiejszej recolety. pozostawione rezydencje zostaly poszatkowane na pokoiki i wynajete robotnikom i ubogim imigrantom. kilkadziesiat lat pozniej, dolaczyli do nich artysci. san telmo powoli zaczelo ozywac. z czasem artysci zostali wyparci przez zdolnych zaplacic wyzsze czynsze sprzedawcow antykow, bibelotow, staroci. i tak, ogromna ilosc rzeczy wrocila na stare smieci.