Lekcja

lazienka.jpg
TAKA CIEKAWOSTKA – NIE WSZYSTKIE, ALE WIĘKSZOŚĆ Z ŁAZIENEK
W KTÓRYCH MIELIŚMY (LUB NIE) PRZYJEMNOŚĆ – KLIKNIJ TU 

Ona raz była w Dżakarcie i teraz trochę się wstydzi, że w domu nie ma prysznica, tylko ten gliniany, rdzawy dzban na wodę i plastikowy nalewak. I na nic tłumaczenia, ona i tak wie swoje – chcemy być eleganccy i tylko z grzeczności mówimy, że ależ nie, nic nie szkodzi, właściwie to nawet lepiej, bo, nie uwierzysz kochana, o całe niebo przyjemniej! Nie! – szybko kręci głową, stuprocentowa Azjatka – swoje zakłopotanie tuszuje zaraz śmiechem i – tak jak myślałam – nie wierzy. Czytaj dalej Lekcja

Z samą sobą rozmowa na dachu

komiks-rozmowa-ze-soba.jpg
KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA

– Lubisz koniec roku?
– Nie bardzo.
– Czemu?
– Przez jakiś taki nawyk podsumowań, nie mogę go w sobie zwalczyć. Takie wpojone: coś się kończy, coś się zaczyna. To może być dobre, optymistyczne, zazwyczaj takie właśnie jest – nowe, nowe, lubię nowe – ale w tych ostatnich dniach roku akcent pada zawsze na to „kończy”, i na bezwiedne rachunki, co zrobiłam, co mogłam zrobić, wyłazi ze mnie ten mój nieznośny wieczny niedosyt, to, że ciągle mi mało. Z końcem roku ciągnie w dół, jest pesymistyczne.
– Malkontent jesteś? Czytaj dalej Z samą sobą rozmowa na dachu

Karnawał w Banyuwangi

karnawal-banyuawangi.jpg
KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA

Boże! Jak ja im współczułam! Nie dość, że ktoś wymyślił, że mają iść w samo południe, w tropikach – niemal tortura, to jeszcze nikt nie zadbał o choćby pozory ładu i organizacji. Nie wiemy jak doszli do końca wyznaczonej trasy. My nie daliśmy rady, nie umieliśmy spokojnie patrzeć na ten bajzel, na tą bezmyślną masę; nerwy nam puściły i w połowie imprezy zwyczajnie uciekliśmy. Czytaj dalej Karnawał w Banyuwangi

Kawah Ijen. Ciężka sprawa.

komiks-kawah-ijen.jpg
KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA

Wschodni skraj wschodniej Jawy, słońce dopiero co wzeszło, ale praca już wre. Wre też żółte zbocze. Co i raz, regularnie, wybucha kłębami dymu. Z miejsca w którym stoimy ciężko jest zobaczyć, co się pod nimi kryje. Przed nami, po bokach, za nami, nierzeczywista surowość miesza się z bujną zielenią. Stoimy na brzegu krateru, niemal na samym szczycie. I nie możemy się ruszyć, bo widok zapiera dech w piersiach. Na razie tylko widok. Jest jeszcze dosyć wcześnie i wiatr nie zaczął wiać. Jednak kiedy zacznie… Czytaj dalej Kawah Ijen. Ciężka sprawa.

„My way”

stromo...
KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA

Fakty:
Gunung Merapi (Góra Ognia) leży w centralnej części Jawy. To stratowulkan i jak każdy stratowulkan jest dość stromym stożkiem. Jego zbocza powstają z warstw szybko stygnącej lawy i pozostałości lawin piroklastycznych. Lawina piroklastyczna to pędzące z prędkością nawet 150 kilometrów na godzinę, osiągające do 1000 stopni Celsjusza gazy zmieszane z popiołem, pyłem i okruchami skalnymi („okruch” definiuje tu wszystko od 2 milimetrów do kilku metrów średnicy). Dość przerażające. Ostatnie takie lawiny, w październiku i listopadzie 2010 roku, mimo ewakuacji wszystkich, położonych w promieniu 20 km miasteczek i wiosek, pozbawiły życia 353 osoby. Merapi wybucha co 1-5 lat i wypluwa z siebie najwięcej materiału piroklastycznego ze wszystkich wulkanów na świecie. Ten, pokrywa jego zbocza grząską, osuwającą się warstwą pyłu i żwiru. Kiedy go zobaczyliśmy, od 10 miesięcy drzemał.

Darłam się. Nie, źle. Nie darłam się. Słyszałam jak bezwolnie wyrzucam z siebie słowa. Piskliwe i niewyraźne. Ciskane w nicość. Łzy ciekły mi po policzkach, a szarpane nerwowym dygotem mięśnie zaczynały mięknąć ze zmęczenia. Siedziałam zakleszczona. Jakikolwiek ruch, obsuwający się po stromym zboczu kamyk, zmiana jego pozycji o centymetr, milimetr, mikron eksplodowały nowymi, bełkotliwymi potokami przerażenia. Siostra Panika mrużyła oczy w słońcu i zadowolona pogwizdywała pod nosem. Miała mnie. Czytaj dalej „My way”

„Miraż” i „Gorączka”. „Gorączka” i „Miraż”.

Miraz-Goraczka.jpg
KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ INNE NASZE OKŁADKI

Ha! Dzień to dla nas szczególny. Arcyniespodziewanym zbiegiem okoliczności nie jedna, ale dwie książki z naszymi okładkami trafiły dziś do księgarń. Czytaj dalej „Miraż” i „Gorączka”. „Gorączka” i „Miraż”.

Jogja malowana

DSC_8715.jpg
KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA

O gustach się nie dyskutuje. Tak mówią. Jeszcze kiedy łaciny na targach używali – aby oliwę i winko nabyć – tak mówili, więc nie ma co z mądrością starożytną dyskutować.
A zatem, zamiast o sztuce (w Europie chyba już nie, ale tu, w Yogyakarcie ciągle trwa dyskusja czy murale i graffiti miano sztuki mogą nosić), będzie o sztuce życia, a jeszcze precyzyjniej – o sztukmistrzu życia – władcy przedziwnych przypadków. Czytaj dalej Jogja malowana

Zamyślenia jaskiniowe

DSC_8423.jpg
KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA

Największą chyba bolączką jeżdżenia (ale też życia?) jest uodpornienie, zobojętnienie. Powolna albo i nie powolna utrata spontanicznej ciekawości, umiejętności zachwycania, łapczywego czerpania garściami każdej mijającej chwili. I nawet ciężko mieć o to do siebie pretensję, bo taka pretensja, to trochę jak walka z naturą rzeczy. No bo kiedy raz spróbujesz lodów, już zawsze będziesz wiedzieć jak to jest, będą spróbowane, pryśnie czar pierwszego razu okraszonego odkrywaniem nieznanego. Będziesz jeszcze poznawać waniliowe, czekoladowe, truskawkowe, ale w końcu, pewnej niedzieli stwierdzisz, że karmelowe to jest to, są ulubione, lepszych nie ma. I w tym właśnie momencie skończy się Twoja z lodami przygoda, zacznie zaś codzienne, coraz zwyczajniejsze, z czasem mniej lub bardziej nudne obcowanie. Ot, spowszednieją.
Cóż, tak to już jest, nic się nie poradzi – ciśnie się na usta.
Błąd. Czytaj dalej Zamyślenia jaskiniowe

Ich dom

komiks-slamsy.jpg
KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA

Pociągi „kelas ekonomi” – najtańszy, ale i najbarwniejszy z dżakartowych transportów – na stacjach niemal nie stają. Zazwyczaj zwalniają tylko, pozwalając pasażerom na pospieszne wskoczenie czy wyskoczenie w miejscu przeznaczenia. W godzinach szczytu robi się z tego wskakiwania i wyskakiwania niebezpieczna przepychanka, bo nie dość, że tłok, że pociąg w ruchu, że kieszonkowcy, to jeszcze wiadomo, że jeśli nie uda się wcisnąć, na następny będzie trzeba czekać czterdzieści minut, godzinę, bo „kelas ekonomi” kursują najrzadziej. Dlatego, zanim ktokolwiek zdąży wysiąść, tłum z peronu szturmuje już wagon.
W takiej właśnie przepychance przegapiamy swoją stację. „Aj tam, tylko jedna, nie ma sensu czekać, cofniemy się piechotą wzdłuż wiaduktu kolejowego”, mówimy sobie, kiedy w końcu udaje nam się wysiąść. Schodzimy na ulicę, odnajdujemy kierunek, mijamy skrzyżowanie i… Czytaj dalej Ich dom

Pożar

DSC_7721.jpg
KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA

Jedne z pierwszych kroków w Dżakarcie skierowaliśmy w stronę portowego targu. Mijana po drodze starówka straszyła wyprutymi z wnętrz i obdartymi z dachów resztkami po-holenderskich kamienic. Poza weekendami nieco martwa i zaspana jest mimo ogromnego zaniedbania naprawdę klimatyczna. Nie możemy się pozbyć wrażenia, że gdzieś było podobnie. Chyba w Montevideo. No ale targ, tam idziemy. Liczymy na to, że w odróżnieniu od starówki, niezależnie od pory dnia czy tygodnia będzie pełen życia. Że, jak to w portach bywa, będzie wrzał i kipiał.
I kipiał. Aż za bardzo. Czytaj dalej Pożar

Dżakarta

DSC_7639.jpg
KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA

Pierwsze, co mi przyszło do głowy na widok Dżakarty oglądanej zza szyby jadącego z lotniska klimatyzowanego autobusu to sękacz – jego niekończące się nawarstwienie. To miasto zdaje się przeczyć prawom fizyki. Tam, gdzie na zdrowy rozum, nie sposób upchnąć już niczego, szpilki się nie wściubi,  tutejsza rzeczywistość, nie wiem jakim cudem, wtrynia jeszcze uliczkę, jeszcze dom, jeszcze ścianę, stragan, sznury z praniem, doniczkę, motor, człowieka. Jednego, trzech, całą rodzinę. Gdybyśmy nigdy nie wysiedli z tego autobusu, napisałabym, że ul, że mrowisko – mrowi kolos o ponad 20 milionach twarzy zapełniających centrum, obrzeża i przedmieścia. Ale wysiedliśmy. Czytaj dalej Dżakarta