Dziki miód

dziki-miod.jpg
KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA 

Akurat zrzucał kosz z pleców, kiedy przyjechaliśmy na przyklejony do drogi niewielki punkt widokowy. Przysiadł w skrawku cienia i zaczął rozsupływać szare zawiniątko. Wyjął trzy kamienie. Spore, żółto-różowe, poprzerastane mchem. Ułożył je z namaszczeniem na rozłożonym na ziemi worku, ułożył obok nich wagę i zapadł się w letargu właściwym prostym ludziom, których większość życia mija na czekaniu. Pewnie bym nie zwróciła na niego więcej uwagi, gdyby nie lekki podmuch, który niespodziewanie przywiał słodkawy aromat. No i jeszcze ta waga. Ważyć kamienie? Po co?
Podeszłam. Kucnęłam przy nim. Zaczęłam się przyglądać.
Z każdym kolejnym szczegółem mój mózg coraz bardziej się gubił. Szorstkie i chropowate wyglądały jak pumeks. Wzięłam jeden do ręki. Zaskoczył swoją lekkością. A jeszcze ten mech. No i zapach. Cholera, co tak pachnie, nie mogłam sobie przypomnieć. Myślę, że moja mina musiała solidnie zrzednąć, bo kiedy spojrzał na mnie oczy mu się zaśmiały. Odłupał niewielki kawałek i podał mi ze słowami:
– Haj-nej!
– Haj-nej? Wie pan… ja nie mówię po chińsku…
-Haj-nej, haj-nej – powtarzał, gestem pokazując, że mam… Yyy? Mam to zjeść???
Nagle mnie olśniło! Haj-nej, hajnej, honey! Znaczy… że co? Że to miód? Polizałam grudkę.
Eureka, rzeczywiście! To miód tak może wyglądać?
Kupiliśmy za dychę.

Ale ja tutaj chciałam nie tylko o tym miodzie. Chciałam też o pewnym smutnym spostrzeżeniu. Przez pobyt w Indonezji, po czasie spędzonym w Kambodży, tak, chyba właśnie te kraje wywarły piętno największe, za nic nie potrafiłam, ot tak, w ten miód uwierzyć. Przyzwyczajona do tego, że ludzie kombinują jak by tu nas oszukać, naciągnąć, wykorzystać, zaczęłam snuć domysły… Eeee, to zwykły cukier. Ze sztucznym aromatem. Nie, to nie może być prawda, itede, itepe.
I nawet nie chodzi o to, czy ten miód był prawdziwy, ale o automat: nie wierzyć, nie ufać, uważać.
Szkoda, że tak to właśnie. Bo on naprawdę był pyszny.

Post powstał na arcyklawym notebooku Acer Aspire TimelineX

2 myśli do „Dziki miód”

  1. witam,
    po Waszym komentarzu przypomniało mi się od razu moje zdziwienie na Sri Lance. Wszedłem do lokalnego autobusu i próbuję się dowiedzieć ile ludzie zapłacili za bilet, tak żeby wiedzieć do jakiej ceny muszę wytargować moją opłatę (takie skrzywienie po ostatnim wyjeździe i ciągłych targach z bileterami w Indonezji) zatem zadowolony siadam i czekam na biletera. On grzecznie podchodzi i pyta gdzie jadę, a później wręcza bilet z napisaną ceną dokładnie taką jak lokalsi – bez targowania, bez przekomarzania się, za to z ogromnym uśmiechem… i tak było cały czas…
    Indonezja jednak mocno przyzwyczaja, że każdy na każdym kroku chce cię naciągnąć, naciąć.
    Mam jednak nadzieję, że to co napisaliście w Kambodży aż tak źle nie wygląda…
    pozdrawiam
    łukasz

Dodaj komentarz