Kochanek

kochanek.jpg
KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA

Cholernie ładna była. I zadziorna. Ludzie mówili, że zawsze wszystko musi po swojemu. Butna i uparta. Ale serce miała jak jaskółka. Skryte za kamienną twarzą, wystudiowaną pozą, waliło nieprzytomnie i wiodło prosto w przepaść.

Czy gdziekolwiek na świecie istnieje piękniejsza scenografia dla zakazanych miłości?Bardziej tajemnicza, czarowniej zasnuta? Ciężej, mgliściej nabrzmiała niż rozlewiska delty Mekongu? Leniwie sunąca rzeka, leniwie sunące po niej barki i promy, kalejdoskopy burt, ruf i dziobów malowanych przemijaniem. Czy gdziekolwiek na świecie słońce zachodzi tak krwiście? Monsun uderza tak obficie?

Zaskoczenie. Wcale nie był przystojny. Skryty za uśmiechem, patrzy ze zdjęcia trochę chłodno, trochę smutno. Ciężko uwierzyć, że to ten sam człowiek, który wtedy, w Sajgonie, tak wzniósł się w namiętności. W jego oczach nie ma ognia. Nie ma zadziorności. Tylko te trochę smutnej rezygnacji.

Marguerite Duras i Huynh Thuy Le. Czy historię tych dwojga trzeba opowiadać? Kto czytał „Kochanka z północnych Chin”, kto widział nakręconego na jego podstawie „Kochanka”, zna ją aż nadto dobrze. Romans burza. Romans płomień. Namiętność i zatracenie. I nagle lód. Cios. Ciemność.
Ta opowieść wrzyna się w pamięć.

Podłoga trochę postukuje pod stopami. Kolorowe kafle pamiętają niejeden monsun. Czy ja wiedziałam, że Kochanek istniał naprawdę? Że tą historię skomponowało życie, a Marguerite Duras tylko spisała wspomnienia? Nie. Nie wiedziałam. A tu nagle jesteśmy w Sa Dec, w starej kolonialnej willi pysznej chińskimi zdobieniami i chodzimy po podłodze jego rodzinnego domu, tej samej, po której chodził ON, Kochanek. I po której nigdy nie chodziła, mieszkająca kilkanaście przecznic dalej ONA.

Post powstał na arcyklawym notebooku Acer Aspire TimelineX

2 myśli do „Kochanek”

Dodaj komentarz